„Jeszcze Voltastal nie zginął”

„Jeszcze Voltastal nie zginął”

Autor : Yahoo

Powiedzmy sobie wprost - nie tylko w tym meczu nasza gra wyglądała jak osiemnasta godzina porodu bez rozwarcia i w sytuacji, kiedy na samym początku całej imprezy odchodzą wody płodowe. Zanim poród zaczął się na dobre, już było pod górkę i w bolesnej, nerwowej atmosferze trzeba było przeć „na sucho”, co do najprzyjemniejszych czynności nie należy, a lekarz odmówił znieczulenia.

Tym razem jednak dziecko się nie zakleszczyło.

Voltastal nie uczy się na błędach i lubi robić sobie kuku. Tradycyjnie w pierwszej połowie rozdaliśmy komplet prezentów rywalowi, który – jak zdecydowana większość poprzednich – grał w najlepsze swoją grę, bezlitośnie wykorzystując podarki Voltastalu. Vitalabo to nie żadni kelnerzy, żeby z tego nie brać pełnymi garściami, a dodatkowo lepsze cwaniaki, kradnące czas już w pierwszej połowie. Do przerwy 1:3 po mizernej, pełnej błędów grze, przy kulejącej defensywie i naiwności pod bramką rywala.

Na całe szczęście nie upadł duch w narodzie, rywal przyszedł tylko z jedną zmianą, przez co przestał grać tak agresywnie i mimo, że nie szło, to jednak jakoś poszło. Imek i spółka mieli kilka wybornych sytuacji do definitywnego zamknięcia meczu, czego nie uczynili. Pudłując w nieprawdopodobnych sytuacjach, co cierpliwie utrwalała kamera i co można (czy ktoś chce?) obejrzeć, nasza drużyna doczłapała w mękach tantala do wyniku 5:3, tradycyjnie komplikując sobie jeszcze życie na sam koniec meczu. Vitalabo walczyło bardzo twardo i trzeba przyznać, że z przebiegu spotkania niekoniecznie zasłużyło na „zerko” po stronie zdobyczy punktowych. Ostatecznie 5:4 brzmiało nie tyle jak powrót z dalekiej podróży, ile poker królewski (no, może poker straight flush, bo przecież przy ogromnym zbiegu okoliczności można byłoby wygrać ligę samą wiosną, startując z pułapu -8 do lidera) uzyskany w ostatnim rozdaniu, kiedy stawiasz na szalę własność domu po przegraniu pieniędzy z oszczędności, pieniędzy pożyczonych, obligacji, samochodu, żony i rzeczy osobistych…

Nie obyło się oczywiście bez negatywnych emocji w obu drużynach i kontrowersji sędziowskich, które zdają się wynikać z tego, że mecze w Extralidze toczą się w naprawdę szybkim tempie, jest w nich dużo więcej kumulacji walki fizycznej i szybkości niż w innych ligach, a co spowodowane jest tym, że skoro mecze są dużo krótsze, to także i zdecydowanie intensywniejsze. O tym swoistym „wirusie Extraligi”, w którym także upatruję jednej z głównych przyczyn ciężkiego zatwardzenia w naszej grze, będzie można jednak rozmyślać w zimne, ponure wieczory, a może i co nieco napisać na stronce…

Runda się skończyła i Bogu dzięki. Nie ma co się więcej pastwić nad jesienną grą parodystów z Voltastalu, bo wszyscy dobrze wiemy, że mogło być gorzej.

Nie zapominajmy jednak o tym, że ta drużyna w 2014 r. wygrała na trawie wszystko, co mogła wygrać – i to nie tylko w obrębie Voltastalu, ale także pod auspicjami Siernieczka jako Elmed i Bora Bora Cars (a gdybyśmy mieli umiejętności bilokacji lub nawet multilokacji jak poseł Hofman, zapewne jeszcze jakieś trofeum by wpadło). Obrona Mistrzostwa Polski, obrona Mistrzostwa Ligi, Puchar Ligi i Superpuchar mówią same za siebie – stąd takie ciśnienie, żeby pozagryzać nam gardła. Bohaterowie mają prawo być zmęczeni i nasyceni, bo – jak widać – nie można być cały czas w gazie. „To nie jest kraj dla starych ludzi”, więc – mam głęboką nadzieję – nasza geriatryczna gra musi ulec zmianie wraz z nadejściem zimy i rozkręceniem się sezonu halowego, bo każdy z nas zatęskni za zieloną (?) i pachnącą (?) trawą.

Choć brzmi to jak zaklinanie rzeczywistości, nie bez przyczyny po raz kolejny uciekliśmy spod topora – jakby powiedział Adamek (może to nie najlepszy przykład), wiosną jest robota do wykonania. Czas się przegrupować, zewrzeć szyki i wrócić na wcześniejszy poziom.

Plan końcowej fazy rundy jesiennej wykonany - byle do wiosny.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości